Sara i Tobiasz – część 2

Aby móc ze spokojem przyjąć wyrok śmierci, potrzeba najpierw obumrzeć wewnętrznie

Sara i Tobiasz – część 2

Idź do części 1

Nowa dusza jest pośredniczką między Duchem, z którym łączy się, gdy jest dojrzała, a osobowością cielesnego człowieka. Jej symbolem jest w przypowieści Sara. Imię Sara tłumaczy się jako „Księżniczka”, „Pani”, „Szlachetnie urodzona kobieta”. Drugie tłumaczenie wywodzi się od aramejskiego rdzenia „sar”, które oznacza „odwrócić głowę”. Sara swoim pięknem sprawiała, że wszystkie głowy odwracały się w jej stronę. Na wewnętrznym poziomie oznacza to, że nasza wola i mentalny aspekt naszej istoty odwraca się od egocentryzmu zwykłej, ziemskiej natury i ukierunkowuje się na piękno szlachetnej boskiej zasady, którą w sobie nosimy. Siedmiu mężów, których miała Sara, a których zabił Asmodeusz („Niszczyciel” od czasownika „szamad” – niszczyć), można rozumieć albo jako Siedem Promieni Ducha, z którymi dusza nie mogła się jeszcze połączyć, bo była nie w pełni rozwinięta, albo mogą one symbolizować siedem czakr, które nie zostały jeszcze przemienione w procesie gnostycznej transformacji, zwanym transfiguracją. Ten dualizm interpretacyjny bardzo dobrze koresponduje z rolą duszy jako pośrednika pomiędzy tym, co boskie, a tym, co ludzkie.

Aspekt Sary możemy również rozumieć jako oczyszczone serce, a Tobiasza jako oczyszczoną głowę. Gdy serce i głowa modlą się o to samo, gdy przepełnione są jedną intencją, jednym głębokim pragnieniem połączenia się z Bogiem, stania się jednością, miłością, światłem, narzędziem Ducha, wtedy dzieją się gnostyczne cuda. ”Stale proście, a będzie wam dane; ciągle szukajcie, a znajdziecie; wciąż pukajcie, a będzie wam otworzone. Bo każdy, kto prosi, otrzymuje i każdy, kto szuka, znajduje, i każdemu, kto puka, będzie otworzone”.[1]

Tak naprawdę, czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie, w życiu bezustannie się modlimy. Każde nasze słowo, myśl, emocja, uczucie, czy czyn jest pewnego rodzaju modlitwą; jest  wypromieniowaniem energii, która niesie z sobą określone konsekwencje. Jakob Boehme, wielki mistyk z Goerlitz, tak pisał o modlitwie:

„Porzućcie i poddajcie wszystko, co ziemskie Jego upodobaniom i woli; bo nie wiemy, czego powinniśmy pragnąć i o co się modlić, ale Duch Święty pomaga nam w Chrystusie Jezusie, przed swoim Ojcem niebieskim. Dlatego nie potrzeba wielu słów ani długich modlitw, ale duszy wierzącej, która całym swoim szczerym i zdecydowanym zamiarem poddaje się Miłosierdziu Bożemu, aby żyć w Jego Woli”[2].

Słowa te zwracają uwagę na bardzo ważny aspekt Ścieżki wyzwalania się od „ja”, jakim jest wypełnianie nie swojej woli, lecz woli wewnętrznej boskiej zasady, Boga, który w nas wzrasta.

Inaczej modli się ziemski człowiek o duszy naturalnej, a inaczej modli się nowa dusza. Modlitwa ziemskiego człowieka najczęściej motywowana jest lękiem i jakąś formą egocentryzmu. Najwyższą formą modlitwy, na jaką stać nas, jako istoty o świadomości „ja”, jest wdzięczność lub prośba do sił boskich o to, by pomogły nam wyciszyć się i poddać wewnętrznemu Bogu i by wszyscy ludzie doświadczyli tego poddania się najwyższej zasadzie w sobie. Taka modlitwa, jak to możemy wywnioskować z przypowieści, ma ogromną moc. Przyciąga do nas pomocne boskie siły.

Modlitwa o to, by jakaś mecząca nas sprawa rozwiązała się zgodnie z naszymi oczekiwaniami, nie jest postawą poddania się woli Boga. Bywa, że dla rozwoju nowej duszy korzystne są rozwiązania, które nie są w smak nam jako osobowościom. Niemniej jednak, gdy jesteśmy naprawdę ukierunkowani na wsłuchiwanie się i podążanie za tym świętym, nieegocentrycznym pierwiastkiem w nas, wszystko w naszym życiu zaczyna się harmonijnie układać. A gdy mają miejsce burze, to tylko po to, by słońce, które po nich wyjdzie, mogło jeszcze jaśniej świecić.

Nowa dusza modli się bez słów. Modli się swoim promieniowaniem, które przyrównać można do zapachu wonnego kadzidła unoszącego się z ołtarza, lub do woni kwiatu. Jest to modlitwa z poziomu jedności i ciszy. Czasami to, co jest właściwe i wskazane na niższym poziomie rozwoju, jest niewskazane i szkodliwe na innym. Gdy człowiek urzeczywistnił już w dużym stopniu nową duszę, modlitwa za pomocą słów może być niewskazana. Cofa nas bowiem z powrotem do stanu duszy naturalnej, działającej z oddzielenia. Paradoksalnie może prowadzić do wzmacniania ego, zamiast do jego wyciszania. Wiedzieli o tym bogomiłowie. Jednym z trzech sakramentów, które uznawali, był sakrament modlitwy. Było to misterium polegające na połączeniu kandydatów z siłami wyrażonymi przez słowa modlitwy „Ojcze nasz”. Wtajemniczeni w ten sakrament mieli nie modlić się słowami, lecz ciszą duszy. Z kolei ci, którzy nie otrzymali jeszcze tego wtajemniczenia, mieli nie używać słów tej modlitwy, ponieważ jako istoty naturalne, byli podłączeni jeszcze pod siły natury, a nie siły Chrystusa, Logosa naszego wszechświata.[3]

Jak już pisaliśmy powyżej, gorąca modlitwa wypływająca z żaru nowej duszy, sprawia, że dzieją się cuda. W przypowieści o Sarze i Tobiaszu, cud ten nastąpił poprzez Archanioła Rafaela („Bóg uzdrawia”), wysłannika zesłanego przez Najwyższego. Anioł objawia się synowi Tobiasza (który również ma na imię Tobiasz), kiedy ten zostaje wysłany przez ojca po pieniądze, które przechowuje dla niego w Medii jego przyjaciel Gabael. Rafael ukazuje się Tobiaszowi juniorowi pod postacią krewnego Azariasza („Jahwe pomógł”). Dzięki jego prowadzeniu Tobiasz znajduje się cały czas na właściwej ścieżce, bezpiecznie dociera do celu, odbiera pieniądze i zyskuje szczęście dla siebie i całej rodziny. Gdy są w drodze, Rafael pomaga mu pokonać potężną rybę. Tobiasz zabija ją i za radą Rafaela zachowuje jej wątrobę, serce i żółć: „Żółć bowiem, serce i wątroba jej są pożytecznym lekarstwem”[4]. Anioł twierdzi, że serce i wątroba ryby pomagają wyzwolić opętane osoby od dręczących je demonów. Żółć natomiast usuwa bielmo z oczu niewidomychJak już się zapewne domyślamy, Tobiasz uzdrawia Sarę, która okazuje się być córką Gabaela, od złośliwego demona Asmodeusza i pojmuje ją za żonę. Wraca z pieniędzmi do ojca, usuwa bielmo z jego oczu i cała rodzina żyje długo i szczęśliwie.

Zabicie ryby to pokonanie zwierzęcych, nieuświadomionych sił, które rządzą nami z ukrycia i zakłócają rozwój nowej duszy. Czynią to wszystkie emocje, w które wchodzimy, konflikty, krytyczne myśli, ziemskie pożądania i ambicje, lęk i utożsamianie się ego z różnymi „maskami”. Wątroba jest organem w naszym ciele, który ma związek z rodzajem sił duchowych, z których żyjemy. Gdy nasza wątroba zaczyna być zdolna do przyswajania gnostycznego astralnego promieniowania, niezbędnego między innymi dla oczyszczenia krwi, wtedy znika nasze emocjonalne zaślepienie, dusza się oczyszcza się i otrzymuje nowe energie do dalszego rozwoju.

W „Pieśni nad Pieśniami” znajdujemy takie słowa:

Połóż mnie jak pieczęć na sercu,

jak pieczęć na twym ramieniu,

bo jak śmierć potężna jest miłość.[5]

Wypowiada je „Oblubienica” czyli nowa dusza. Słowa te nawiązują do oczyszczenia pragnień obecnych w sercu, co pociągnie za sobą oczyszczenie czynów (symbolizowanych przez ramię). Dokonać tego można tylko siłą miłości Nowej Duszy, która jest „potężna jak śmierć”. W im większym stopniu zdołamy „uśmiercić” siebie, tym więcej miejsca uczynimy dla mieszkającego w nas Boga. Proces ten nie ma nic wspólnego z przemocą, psychicznym gwałtem dokonywanym na samym sobie, wymuszaniem czegoś na sobie, czy tłumieniem tych instynktów naszej natury, które potrzebują się jeszcze „wypowiedzieć”. Nie ma nic wspólnego z potępianiem, winą i karą, ascezą, czy narzucaniem sobie postawy świętego, do której jeszcze nie dorośliśmy. Ścieżką tą idziemy krok za krokiem, każdego dnia, w każdej chwili starając się wsłuchiwać w głos naszego wewnętrznego przewodnika. Takie ukierunkowanie jest modlitwą, która przyciąga do nas siły boskiego pola. To one pomagają nam pokonywać kolejne części ciała naturalnej istoty, która w nas żyje. Im bardziej wsłuchujemy się w nasze wnętrze, tym wyraźniej widzimy, jak cierpliwe i miłujące jest „łono”, które nas nosi. Bóg jest wspaniałym „słuchaczem”. Słucha z miłością, spokojem, ciszą wszystkich naszych słów, czynów, myśli, pragnień. Jest potężną siłą, która potrafi przyjąć największe nawet okrucieństwo, które przychodzi do głowy ziemskim istotom. Słowa wypowiedziane przez Jezusa: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili”[6], wskazują na to, że każdy nasz egocentryczny czyn rani w jakiś sposób żywe ciało Boga. Mimo to daje On nam na to przestrzeń, czekając cierpliwie aż skutki takiego postępowania, które do nas wrócą, nauczą nas miłości. Miłość Boga, która nas otula, jest niezwykle poruszająca, piękna, zdumiewająca, najdroższa na świecie.

Daje siłę do najwyższego altruizmu, przekraczającego możliwości ziemskiego człowieka. To dzięki niej grupa około 200 katarów w 1244 roku wybrała śmierć na stosie, zamiast wyparcia się swojego połączenia z Bogiem. Spokój i godność, jaką wykazali się ci ludzie idąc w płomienie, poruszyła do głębi wszystkich obserwujących to wydarzenie i porusza nas głęboko do dziś. Ich czyn spowodował, że w eterycznych warstwach naszej planety zapisał się obraz prawdziwego Człowieczeństwa. Nie tego egocentrycznego, pełnego lęku, które skłoniło Piotra do trzykrotnego wyparcia się osądzanego Jezusa, a które jest naturalne dla ziemskiego człowieka. Lecz tego, które „kładzie swoje życie za braci swych”[7]. Dzięki miłości katarów, wszyscy podążający teraz gnostyczną ścieżką, korzystają z potężnej Siły Światła, którą pozostawili po sobie ci niezwykli ludzie.

Aby móc ze spokojem przyjąć wyrok śmierci, potrzeba najpierw obumrzeć wewnętrznie. Wraz ze śmiercią naturalnej, egocentrycznej świadomości, odchodzi lęk i rodzi się w nas ciało świetlne, utkane z miłości. Z popiołów starej natury powstaje Feniks – ognisty ptak wolności i przezwyciężenia, niezależny od ciała fizycznego, należący do Wieczności.

Współcześnie nie musimy oddawać swojego życia za naszą wiarę, przynajmniej nie w dosłownym sensie. Gnostyczna ścieżka prowadzi nas każdego dnia, krok po kroku do zupełnego przewartościowania celu naszego życia. Nowa Dusza, która się w nas rozwija, uwalnia nas od lęku przed tym, co może nas spotkać ze strony świata fizycznego. Zaczynamy widzieć ten świat jako iluzję i stajemy się częścią rzeczywistego Planu Boga. Jesteśmy w tym świecie, ale już nie z tego świata. Stajemy się słupem światła, łączącym ziemię z niebem, ciągłą modlitwą za swoich braci i siostry, za całą cierpiącą ludzkość.


[1] Łukasz 11, 9- 10.

[2] Jakob Boehme „Three Principles of the Divine Essence” (“O Trzech Zasadach Istoty Boskiej”), w: „The Works of Jacob Behmen, The Teutonic Theosopher.” Reverend William Law’s Edition: Volume One; London 1764, rozdział 25, wers 85.

[3] Film “Duchowe Dziedzictwo Bułgarii. Trzy Impulsy Nauki Powszechnej”. (5) Duchowe dziedzictwo Bułgarii – YouTube [20.04.2021]

[4] Księga Tobiasza 6, 4.

[5] Pieśń nad Pieśniami 8, 6.

[6] Mateusz 25, 40.

[7] Jan 15, 13.

Print Friendly, PDF & Email

Udostępnij ten artykuł

Informacje o wpisie

Data: 16 kwietnia, 2021
Autor: Emilia Wróblewska-Ćwiek (Poland)
Zdjęcie: Ruth Alice Kosnick CCO

Ilustracja: