Wyzwolenie z zaklętego obrazu – część 2

„Możesz otrzymać tylko tyle mocy, ile masz czystych intencji”. (J.R. Tolkien, “Władca Pierścieni”)

Wyzwolenie z zaklętego obrazu – część 2

Idź do części 1

Przebudzenie wewnętrznego Pentagramu

W gnostycznych i misteryjnych szkołach, wtajemniczeni od wieków przekazywali sobie wiedzę, że po tysiącach lat inkarnowania i zbierania doświadczeń w tym świecie, przychodzi moment, gdy uśpiona dotąd cząsteczka boskiej duszy ukryta w sercu, budzi się i dany człowiek zaczyna sobie przypominać o swym niebiańskim pochodzeniu. Zawoalowaną informację na ten temat znajdujemy również w biblijnej przypowieści o wygnaniu z Raju; we fragmencie zwanym „Protoewangelią”.

W Księdze Rodzaju, Bóg mówi do węża, który skusił Ewę:

Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych;
na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia.

Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej:
ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę”. 
(Rdz 3: 14- 15)

„Protoewangelia” to słowo, które możemy przetłumaczyć jako brzask Dobrej Nowiny. W tym micie, który wydaje się opisywać tak beznadziejne i dramatyczne wydarzenie, jakim było wygnanie człowieka z Raju, odcięcie go od boskiej matrycy, pojawia się – niczym światełko w tunelu – zawoalowana obietnica, że człowiek do tego Raju powróci. Według gnostyków nie dokonuje się to dzięki jakiemuś zewnętrznemu mistrzowi, który nas zbawia od grzechu i szatana, jak nauczają niektóre tradycje religijne, lecz poprzez proces wewnętrznego przemienienia, zwany transfiguracją.

„Potomstwo niewiasty” to wewnętrzna boska siła, zwana iskrą Ducha, to pentagram, ziarno, z którego może się odrodzić świetlisty pojazd, nowa dusza, wplatająca nas na powrót w matrycę życia. Cząsteczka ta jest jedyną pozostałością po pierwotnym Adamie, boskim człowieku, anthroposie, którym kiedyś, jako mikrokosmosy, byliśmy. Gdy to boskie ziarno się budzi, człowiek zaczyna tęsknić za swoim duchowym domem. Ta tęsknota jest najczystszym pragnieniem, jakie wygenerować może człowiek, i ma potężną moc.

W tym kontekście, Dan Winter przytacza cytat z książki „Władca Pierścieni” Tolkiena: „Możesz otrzymać tylko tyle mocy, ile masz czystych intencji”. Czysta intencja w rozumieniu tej „fizyki świadomości”, to taka, która jest współdzielona z całym DNA. Tą czystą intencją jest tęsknota za połączeniem z Bogiem i powrotem do stanu pierwotnej jedności. Jest ona wg gnostyków, konkretnym, podczerwonym promieniowaniem, które przyciąga do nas siły spoza bańki „Matrixa”, z tzw. pola „niewiasty”, Izydy, Marii, czyli z matrycy życia. W terminologii chrześcijańskiej siły te, te czyste etery, zwane są „chlebem”. Na Ziemi istniało i istnieje wielu mistyków, dla których moment, gdy ich ciało zaczęło przyciągać te boskie etery, był znamienny i wiązał się z konkretną wizją. Przeżyli wówczas pierwsze z misteriów Zakonu Melchizedecha. Kolejne misterium to misterium Wina, opisane metaforycznie w Biblii jako cud w Kanie Galilejskiej.

„Kiedy o uczniu zakonu Melchizedecha mówi się, że jest karmiony chlebem i winem, to znaczy to, że po swojej skutecznej walce na polu życia może on asymilować Chleb Powszechnego Życia w jego dwunastu aspektach, że może okazać to jako pole promieniowania, i że poprzez Wino Ducha stał się nieugięty jak skała..” (…) Tego rodzaju istota żyje w łonie Izydy. Tego rodzaju wtajemniczony – jeżeli wolno nam użyć tej dawnej nazwy – dysponuje, dzięki temu czynnikowi magicznemu, dwunastoma siłami.

Tych dwanaście sił znajduje się w jego polu promieniowania. Są to cztery boskie etery, boska siła astralna i boska siła mentalna, ze swymi biegunami pozytywnymi i negatywnymi, ze swym promieniowaniem dośrodkowym i odśrodkowym. Tych dwanaście sił tworzy intensywny promień światła; określa się je mianem „nieba” lub „Chrystusa”. Wtajemniczony, który umie posługiwać się tymi  dwunastoma siłami i który mikrokosmicznie identyfikuje się z nimi, naprawdę spotyka Chrystusa w obłokach swojego nieba. Osiem eterów stanowi materiały do powszechnej budowy, dwie siły astralne tworzą dynamiczną moc, dzięki której uczeń może się posługiwać tymi materiałami, a dwie siły mentalne niezbędne są dla stworzenia planu mistrza budowy, zgodnego z wolą Najwyższego Architekta.” [8]

Mówiąc językiem fizyki, można powiedzieć, że system życiowy ucznia staje się zdolny do przyciągania ładunku elektrycznego. Według Wintera, owo przyciąganie dokonuje się zawsze wtedy, gdy serce człowieka generuje uczucia błogości i ekstazy; według gnostyków zaś wtedy, gdy serce generuje uczucie tęsknoty za duchowym domem. Najprawdopodobniej jest tak, że obie te teorie są prawdziwe. Wytwarzając te uczucia, nasze serce „produkuje” dośrodkową siłę elektryczną, określaną przez Wintera mianem implozji. Powstaje pole elektryczne o fraktalnej  geometrii, co oznacza, że na zewnątrz wygląda dokładnie tak samo jak wewnątrz, a to zaprasza do idealnej kompresji. Niedestrukcyjna kompresja falowa jest źródłem grawitacji. Jeśli kompresja ta przebiega według Złotego Podziału, to będzie zarówno konstruktywna (niedestrukcyjna), jak i nieskończona, i utworzy „ssanie ku centrum”.  Owo „ssanie ku centrum” wytworzy przyspieszenie, które jest tożsame z grawitacją.

Dan Winter utożsamia zdolność do wytwarzania grawitacji z samoświadomością. Przyciąganie boskich sił jest wprost proporcjonalne do umiejętności wnikania w głąb siebie, poznawania własnego wnętrza; im więcej ładunku przyciągamy, tym głębiej wnikamy w siebie. Dzięki wewnętrznym podróżom, zaczynamy rozróżniać, kim nie jesteśmy, rozpuszczać te iluzje i rozpoznawać swój związek z całością stworzenia. Pięknym obrazem tego wglądu jest obracający się do wewnątrz, zasysający sam siebie i wywijający się z powrotem na zewnątrz torus.

Na wstępie tego paragrafu zacytowaliśmy fragment Protoewangelii, który mówi o klątwie, jaką Bóg obłożył węża. W rozumieniu gnostycznym, wąż jest symbolem ognia świadomości (tzw. ognia wężowego) płonącego w rdzeniu kręgowym człowieka. Klątwa, dotycząca czołgania się na brzuchu i żywienia się prochem, jest aluzją do zwierzęcej świadomości, z którą połączył się człowiek wskutek oddzielenia go od Planu Boga, od drzewa życia, od Chrystusa, od „Słowa”. Kręgosłup zwierzęcia usytuowany jest poziomo i odbiera impulsy i strumienie zwierzęcego ducha grupowego, które w pozycji poziomej okrążają Ziemię. Mimo, że kręgosłup człowieka ukierunkowany jest pionowo, to jednak jego ciałem rządzą niższe potrzeby biologiczne i psychiczne. Czołganie się na brzuchu to związanie z ziemią poprzez zwierzęce popędy i instynkty, które uzyskały nad nami władzę  i pozbawiły nas boskiej godności. To życie przyziemnymi sprawami, na osi czasu od narodzin do śmierci. To brak połączenia z Żywym Teraz, które to połączenie uzyskujemy dzięki implozji.

Zatem pełzający po ziemi wąż to również przenośnia dotycząca utraty fraktalności. Świadomość człowieka po połączeniu z drzewem poznania dobrego i złego  to ogień reprezentowany przez czworościan foremny, należący do geometrii sześcio- ośmiościanu, generującej siłę magnetyczną, reprezentowaną przez linię horyzontalną. W momencie, gdy człowiek zaczyna przyciągać do siebie napływającą pionowo siłę elektryczną, tworzy się krzyż – symbol przezwyciężenia śmierci i zmartwychwstania. Gdy człowiek wytrwale podąża za najczystszą tęsknotą swojego serca, w procesie przemiany nieboski ogień wężowy zostaje w końcu zastąpiony przez „Pentecostal Fire” (Ogień Zielonoświątkowy), w misterium Zesłania Ducha Świętego.

W dalszej części swej mowy do węża, Bóg mówi o nieprzyjaźni pomiędzy nim a niewiastą. Słowa te odnoszą się do wewnętrznego konfliktu, jaki się rodzi w przebudzonym człowieku, który zaczął odczuwać dyskomfort w związku z niskimi popędami i żądzami, jakie w sobie odkrywa. Symboliczne „miażdżenie głowy węża” to uwalnianie się człowieka spod władzy tego, co niskie, przyziemne i egocentryczne.

A cóż oznacza fragment mówiący o tym, że wąż zmiażdży potomstwu niewiasty piętę?  W tradycji kabalistycznej wyraz ten reprezentuje zakończenie czegoś, w przeciwieństwie do symbolu głowy, który oznacza rozpoczęcie. Pierwszym słowem, jakie pojawia się w Starym Testamencie, jest „be- RESH- it”. W języku hebrajskim nie zapisuje się samogłosek, jedynie spółgłoski. W słowie „bereshit”, które oznacza „na początku”, kryje się również wyraz ROSH, oznaczający „głowę”. Słowo „pięta” będzie tu więc między innymi symbolem zakończenia „Matrixa”. [9]

W jednym ze swoich wykładów, Dan Winter demonstruje na slajdzie, że sekwencja liter słowa „bereshit” to kształty wynikające z ruchu złotej spirali po powierzchni torusa w oparciu o osie symetrii czworościanu, w taki sposób, by pochwycić ładunek. Ruch ten zaczyna się na zewnętrznej stronie torusa, wędruje do środka i znowu na zewnątrz. Wyraz „bereshit” mówi zatem o obrotach umysłu potrzebnych do wywracania się ze środka na zewnątrz po powierzchni torusa. Mówi o początkach wszelkich procesów twórczych w matrycy dobrego i złego, o  sposobie zassania energii potrzebnej do ich przeprowadzenia. Oprócz tego ukazuje następowanie po sobie operacji, w wyniku których powstaje fizyczna głowa człowieka.

W wiedzy kabalistycznej dni poprzedzające nadejście (wewnętrznego) Zbawiciela zwane są „Piętami Mesjasza” (kąsanymi przez węża). Są to dni, w których boska esencja w nas znajduje się w ucisku i niewoli. Pięta jako fragment stopy- części ciała mającej najbliższą styczność z ziemią, jest często również metaforycznym odniesieniem do jednej z trzech świątyń ludzkiego ego- do najniżej położonej świątyni miednicy, będącej siedzibą woli oraz działania. (Pozostałe dwie świątynie to głowa- będąca centrum zarządzania, związanym ze światem myśli i serce- związane ze światem uczuć i pragnień). W przybytku miednicy, w plexus sacralis gromadzi się karman człowieka- energia uniemożliwiająca mu wyzwolenie się z koła narodzin i śmierci. W świątyni tej, w śledzionie znajduje się także tzw. istota pożądań- energetyczny twór żywiący się nieczystymi eterami. Jest tu również zaprogramowana wątroba, traktująca światło Ducha jako coś niepożądanego i wydalająca je z systemu. Świątynia miednicy- jako trzecia w kolejności – odnosi się do sefiry Binah, związanej z Duchem Świętym oraz do ostatniej sefiry Drzewa Życia – Malkuth, symbolizującego naszą odciętą od całości Ziemię. Zmiażdżona pięta- uszkodzony przybytek miednicy wskazuje na zaburzone połączenie systemu człowieka z Duchem i na to że jego niewola ma źródło w jego własnej niewłaściwie ukierunkowanej woli.

Lecz zmiażdżona pięta to może być również symbol przepalenia karmana przez boskie światło i wyzwolenia się z „Matrixa”. „Głowa i pięta” przywodzą bowiem na myśl początek i koniec ziemskiego świata, bądź stanu świadomości zakotwiczonego w cierpieniu. Przypomina tu się symbol Uroborosa – węża gryzącego swój własny ogon. Gdy to, co na dole, staje się takie jak na górze, człowiek odzyskuje utracone królestwo niebieskie, swoją boskość. Jak  głoszą słowa Apokalipsy Jana:

Jam Alfa i Omega,
Pierwszy i Ostatni,
Początek i Koniec.
Błogosławieni, którzy płuczą swe szaty, aby władza nad drzewem życia do nich należała.
  (Ap 22:13)

Grzech – Hamartia

Gdy człowiek połączył się z obrazem drzewa poznania dobrego i złego, odszedł od obrazu Boga, na podobieństwo którego został stworzony. Zapomniał przez to o swojej istocie i można powiedzieć, że na pewnym poziomie stał się zły. Mówimy- „na pewnym poziomie”, ponieważ istotą człowieka, jego prawdziwą jaźnią jest Bóg- czyste Dobro. Przez zapomnienie, kim naprawdę jest, człowiek zaczął spekulować i łączyć swoją istotę z obrazami, które mu się podobały. Lub przeciwnie- odkrywając w sobie coś, co mu się nie spodobało, jął utożsamiać się z wypaczonymi, wykolejonymi, pozbawionymi mocy, miłości i mądrości reprezentacjami, przez co znienawidził samego siebie.

W „Kursie Cudów” czytamy:

„Zjedzenie owocu z drzewa wiedzy jest symbolicznym przedstawieniem faktu przywłaszczenia sobie zdolności do stworzenia samego siebie. Tylko w tym znaczeniu Bóg i Jego stworzenia nie są współtwórcami. Wiara w to, że są, skrywa się w pojęciu „własnej jaźni”, czy też tendencji jaźni do wytwarzania swego własnego obrazu czy wyobrażenia.”

Jakże często słyszymy obecnie hasło: „stań się najlepszą wersją siebie”, „stwórz siebie doskonałym, takim, jakim zawsze pragnąłeś być!”, „wymyśl siebie na nowo!”, itd. Czyż te wezwania nie brzmią kusząco? Skoro myśli tworzą rzeczywistość, dlaczego nie mielibyśmy kreować siebie według swych najpiękniejszych wyobrażeń?

W książce „Braterstwo Shamballa” Jan van Rijckenborgh i Catharose de Petri piszą:

Słowo może i musi być wypowiedziane nie przez was, ale przez Drugiego, który winien w was powstać.  To ten Drugi, Pan, musi zbudować dom. [10]

Świątyni Ducha nie odbudujemy sami poprzez doskonalenie swojej osobowości. Dokonać tego można tylko na drodze rozpuszczania koncepcji, dotyczących własnej osoby. Gdy człowiek pozbywa się ich, czyni przestrzeń dla Światła.

„Wasze (prawdziwe) „ja” jest jedynie waszą świadomością istnienia – milczące i bezosobowe” – czytamy w Księdze Mirdada. Ta milcząca bezosobowa świadomość istnienia, cicha jaźń, bezforemna pustka, Obserwator jest Prawdą naszej istoty. Wszystkie inne wyobrażenia na jej temat są iluzją, fałszem, ułudą, mają. Są nieprawdziwą rzeczywistością, obrazami z tej matrycy, z tego świata, a wszystko, co nieprawdziwe- przemija, ginie zwalcowane bezwzględnym Kołem Czasu lub kapryśnym Kołem Fortuny. Przywiązanie do tego, co przemijalne, rodzi ogromne cierpienie i przykuwa nas do tej ziemi.

Dlatego w Księdze Wyjścia zostało napisane:

„Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył. (Wj 20:3)

Ten fragment możemy rozumieć jako wypowiedź zazdrosnego bóstwa. Ale posiadanie „cudzych bogów przede Mną” można pojmować inaczej i odnieść do ubóstwiania pewnych obrazów przedstawiających pożądaną postać ludzką i dążenie przez ego do upodobnienia się do nich. Czyż czyniąc tak nie oddajemy tym obrazom pokłonu i nie służymy im, zapominając, że w naszym wnętrzu ukryty jest inny, cichy obraz? Obraz, matryca, plan ukrytego wewnątrz Boga, który czeka aż jego marnotrawny syn sobie o nim przypomni.

Greckie słowo, oznaczające grzech (hamartia) wywodzi się z łucznictwa i oznacza coś w rodzaju chybienia celu i braku koncentracji. Znając prawdę o dwóch matrycach wiemy, że grzech to wszelkie działanie, pozbawiające nas fraktalności. Dan Winter mówi, że w języku fizyki jest to generowanie fal, które się nie zagnieżdżają, nie osadzają się w biologii.

Idąc za metaforą pochodzącą z łucznictwa, można powiedzieć, że współczesny człowiek wciąż „poluje” na coś, co znajduje się na zewnątrz niego. Utożsamia się ze swoją zewnętrzną powłoką i dlatego usiłuje ją ze wszystkich sił wzmocnić na  wszystkich poziomach swojego istnienia. Utożsamia się ze światem, w którym żyje i próbuje uczynić z niego raj. Czyniąc tak, ciągle chybia celu, nie osiąga szczęścia, jakiego się spodziewał. Jego dzieła są niedoskonałe i tymczasowe. Z biegiem czasu zmieniają się w swoje przeciwieństwo. Dzieje się tak dlatego, że strzała intencji została wypuszczona w niewłaściwym kierunku. Na zewnątrz zamiast do wnętrza. Człowiek nie ma polować, by odziać się w większą ilość skór. Przeciwnie- musi się tych zwierzęcych skór wytrwale i sukcesywnie pozbywać, by stać się nagim i czystym, bo tylko czyste, nagie ciało może się oblec w świetlistą szatę i złoty płaszcz, umożliwiające ponowne połączenie się z Drzewem Życia. W tym celu musi poznać i bez reszty pokochać swoje wewnętrzne Słońce i poddać się jego prowadzeniu i woli.

Brak koncentracji

Brak koncentracji jest innym aspektem greckiego pojmowania grzechu. We współczesnym świecie mało kto skłonny jest łączyć z sobą te dwie koncepcje. A jednak! Przy bliższym przyjrzeniu się, odkrywamy głęboką prawdę kryjącą się w tym spostrzeżeniu.

Prentice Mulford w swej książce „Możliwe niemożliwego” [11] dowodzi:

Odwaga i przytomność umysłu jest jedno i to samo. W przytomności umysłu zawiera się siła ducha. Tchórzostwo i brak rozwagi mniej więcej na jedno wychodzi. Mają one źródło w pośpiechu lub braku spoczynku. Wszelkie stopnie pomyślności polegają na odwadze ciała i umysłu. Wszelkie rodzaje niepowodzeń mają swe źródło w lękliwości. (…) Jeśli dojdziemy do rozpoznania, czego się lękamy, przekonamy się, że w umyśle próbujemy zajmować się zbyt wieloma rzeczami, a to nas przejmuje obawą. Przy jakiejś umowie, przy jakiejkolwiek sprawie zrazu tylko jeden krok jest potrzebny. Na ten jeden krok potrzeba nam użyć tyle siły, ile jest potrzebne, ale nie więcej. (…)

Musimy zawsze trzymać umysł na uwięzi. Musimy zawsze mieć go w pogotowiu, by go móc użyć w wybranym kierunku. Nasza myśl nie jest w pogotowiu, jeśli zapinając trzewiki, przebywamy o milę od tej czynności- jeśli zacinamy ołówek, a przenosimy się myślą do jednej z jutrzejszych trosk. Umysł jest zatem daleko, a jeśli przez całe życie przyzwyczaił się tak odbiegać od czynności współczesnej do oddalonej, to coraz trudniej przychodzi go zawrócić z drogi, a jeszcze trudniej użyć na poczekaniu, gdyśmy go zawrócili. Myśl nasza przerzuca się z jednej rzeczy na drugą z większą chyżością niż iskra elektryczna, a my potrafimy doprowadzić tę ruchliwość do stanu bezustannej gonitwy od jednej rzeczy do drugiej, aż będzie niepodobnym zatrzymać ją przy jednej rzeczy dziesięć sekund bez przerwy”.

Przytomność umysłu jest równoznaczna z nieustraszonością, która w swej istocie jest czystą Miłością i koniecznym warunkiem osiągnięcia wyzwolenia ze świata ułudy. Nasze umysły są wypełnione po brzegi obrazami, koncepcjami, wspomnieniami i myślami- nie są nigdy obecne w TERAZ. Umysł, który nie jest przytomny, jest zawieszony pomiędzy światem żywych a umarłych. Umysł, który jest czujny i pusty staje się czystym zwierciadłem odbijającym mądrość Boga. Na duchowym planie, istnieje tylko teraźniejszość. TERAZ to Drzewo Życia, matryca jednoczesności. Prowadzi do niej tylko jedna droga- stanie się fraktalem, co według definicji D. Wintera oznacza zdolność do przyciągania ładunku elektrycznego.

Wszelkie inne wysiłki, by osiągnąć tę uważność są z góry skazane na niepowodzenie, bowiem człowiek nie jest w stanie sam z siebie bezustannie generować potężnej energii, która jest tu potrzebna i której dostarczyć może dopiero połączenie z Duchem.

Idź do części 3

_____________________________________________

[8] Catharose de Petri, Jan van Rijckenborgh „Braterstwo Shamballa”, rozdział V „Wyspa Izydy”, Instytut Wydawniczy Rozekruis Pers, Wieluń 2009.

[9] https://www.13petals.org/ekev/

[10] „Braterstwo Shamballa”, rozdział I „Tajemnice Pustyni Gobi (2)”, Instytut Wydawniczy Rozekruis Pers, Wieluń 2009.

[11] Prentice Mulford „Możliwe niemożliwego”, str. 35- 37, rozdział „Odwaga”,  Instytut Ekologii i Zdrowia w Krakowie, 1992.

Print Friendly, PDF & Email

Udostępnij ten artykuł

Informacje o wpisie

Data: 13 października, 2022
Autor: Emilia Wróblewska-Ćwiek (Poland)
Zdjęcie: Antranias on Pixabay CCO

Ilustracja: